Mikropigmentacja to nieinwazyjna procedura, którą da się wykonać w ciągu kilku prostych sesji. Jedynym ,,skutkiem ubocznym”, z którym musimy borykać się po wyjściu z kliniki, jest efekt zaczerwienionej głowy. Ustępuje on w ciągu kilku dni, kiedy to nasz wygląd powraca do całkowitej normy. Co jednak w sytuacji, gdy nie chcemy, aby nawet najmniejsze zaczerwienienie było zauważone przez osoby postronne? Wówczas warto zadbać o odpowiednie terminy zabiegu.

Weekendy najlepsze

Dni wolne – czyli czas, kiedy nie musimy opuszczać domowego zacisza – wydają się idealną porą na regenerację mikropigmentowanej skóry głowy. Po zabiegu wykonanym w piątkowe popołudnie lub sobotni poranek, w poniedziałek powinny zostać już tylko niewielkie ślady. Odrębna kwestia, to golenie i mycie głowy – czynności tych powinniśmy zaniechać przez 3 dni od wykonania procedury. Jeśli zatem mikropigmentacja miała miejsce w sobotę, golenie powinno przypaść najwcześniej na wtorek. Niektórzy decydują się w takiej sytuacji na wzięcie jednego dnia urlopu (w poniedziałek – aby nie chodzi z ,,nieświeżą” głową publicznie). Inną ewentualnością jest wykonanie zabiegu w okresie długiego weekendu bądź urlopu. Na szczęście, profesjonalne kliniki mikropigmentacji są bardzo elastyczne w kwestii terminów, oferując spotkania w najdogodniejszym dla Klientów czasie.

Czy pora roku ma znaczenie?

Organizując zabieg, nie musimy dokładnie analizować sytuacji pogodowej ani otaczającej nas aury. Mikropigmentację da się wykonać z dobrym skutkiem zarówno zimą, jak i latem. Oczywiście trzeba pamiętać, aby chronić głowę przed promieniami słonecznymi – zwłaszcza tuż po poddaniu się procedurze. Jeśli zatem zaplanowaliśmy urlop "pod palmami", warto wstrzymać się z odwiedzinami w klinice do czasu powrotu. Ogólnie jednak, kluczowym są nie tyle warunki pogodowe, co sposób, w jaki dbamy o własną głowę. Uniwersalnym rozwiązaniem wszelkich problemów będzie zastosowanie odpowiedniej czapki oraz kremów filtrujących. Wówczas żadne okoliczności przyrody – niezależnie od prognozy pogody i kartki w kalendarzu – nie okażą się dla naszego skalpu straszne!