Usługa mikropigmentacji pozwala rozprawić się z problemem łysienia raz na dobre. Faktem jest jednak, że uzyskany efekt stwarza iluzję włosów – nie przywraca ich zaś naprawdę. Z tego względu wiele osób traktuje zabieg jako ,,przeczekanie” przed odzyskaniem własnego owłosienia. Na forach zagranicznych roi się od tematów z pytaniami, czy walkę z wypadającymi włosami można kontynuować po tym, gdy pokryjemy skalp pigmentem. Odpowiedź jest niejednoznaczna – wszystko zależy od tego, jaką metodę terapii chcemy zastosować.
Mikropigmentacja a leczenie farmakologiczne
Podejmując temat leczenia farmakologicznego musimy dokonać podziału na dwie grupy leków – przyjmowane doustnie oraz tzw. wcierki, czyli specyfiki nakładane na skórę głowy. Generalnie rzecz biorąc, lekarstwa z pierwszej grupy nie powinny zaszkodzić pigmentowanej głowie. Ich celem jest pobudzenie mieszków włosowych znajdujących się pod skórą, poprzez uruchomienie określonych procesów biologicznych wewnątrz organizmu. Finasteryd nie wpłynie negatywnie na pigment, za to może wspomóc wzrost obumarłych mieszków oraz wzmocnić te wciąż istniejące. Oczywiście stosowanie leku powinno odbywać się w porozumieniu z lekarzem. Nieodpowiednie i zbyt długie dawkowanie może wywołać wiele innych, niepożądanych skutków ubocznych.
Nieco inaczej ma się sprawa z preparatami podawanymi bezpośrednio na głowę. Dobry przykład stanowią roztwory z minoxidilem (w aptekach spotykane w stężeniach 2% i 5% pod nazwą Loxon) czy pianki (minoxidil 8%, możliwy do nabycia z importu pod nazwą Rogaine). Takie specyfiki są nakładane na skórę i przekraczają jej drugą warstwę – tę, w którą przeważnie aplikowany jest pigment. Mają zatem bezpośredni kontakt z mikropigmentowanym obszarem. To znaczący problem – zwłaszcza, że większość ,,wcierek” posiada domieszki alkoholu. Preparaty alkoholowe wpływają szkodliwie na pigment i powodują jego wzmożone zanikanie. Tym samym w bardzo krótkim czasie mogą zniwelować pierwotny efekt wizualny. Z preparatów stosowanych na głowę bezpieczne są właściwie jedynie szampony – na przykład Nizoral. Z innymi substancjami powinniśmy się wstrzymać, chyba ze nie zależy nam na dalszym utrzymaniu pigmentu.
Mikropigmentacja a przeszczep włosów
Zabieg mikropigmentacji sam w sobie nie koliduje z operacją przeszczepu włosów i jej nie wyklucza. Niekiedy może utrudniać ocenę właściwego obszaru łysienia (jako że stwarza iluzję gęstej, krótko ostrzyżonej czupryny), jednak doświadczony chirurg bez problemu zdiagnozuje naszą sytuację. W razie niepowodzenia przeszczepu i powstania blizn, mikropigmentacja stanowi swoiste ,,koło ratunkowe”. Umożliwia bowiem zamaskowanie szpecących obszarów.
Niestety, z kwestią przeszczepiania włosów często wiąże się potrzeba przyjmowania środków farmakologicznych. Aby zabieg chirurgiczny przebiegł po naszej myśli, powinien być wspomagany odpowiednimi medykamentami. Tu wracamy do kwestii opisanej wcześniej – o ile leki przyjmowane doustnie nie będą stanowiły problemu, te nakładane na głowę mogą spowodować zanik pigmentu. Decyzja o przeszczepie oznacza więc przeważnie świadomą rezygnację z mikropigmentacji.
Oczywiście przyjęty kompromis nie musi mieć charakteru ostatecznego. Jeśli przeszczepione włosy się nie przyjmą, zawsze możemy powrócić do naszego poprzedniego wizerunku. Zabieg pigmentacji da się przeprowadzić wiele razy, bez szkody dla pacjenta. Powinniśmy ocenić, na czym rzeczywiście nam zależy i na tej podstawie podjąć odpowiednie działania. Tylko wówczas będziemy w pełni szczęśliwi i świadomi, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, by uzyskać wymarzony wygląd.